10. Idź za głosem serca

Inny to nie lepszy czy gorszy- inny to inny.
Długo myślałam, że coś jest ze mną nie tak- już wspominałam: miałam dobrą pracę, pasję, wygodne życie. Czułam jednak, że to co mam, schemat, w którym jestem- a to co czuję i to co mnie tak woła- to dwie różne rzeczy. Myślałam, że oszalałam- nie mogłam jednak już dłużej zagłuszać intuicji. Teraz mieszkam w pokoju u koleżanki, nie mam pracy i jestem sama w obcym kraju -no nie takim obcym:)
Dziś mija mój pierwszy tydzień w Barcelonie. Przez pierwsze 5 dni, czułam się zagubiona, umysł buntował się, wpędzał mnie w poczucie strachu o przyszłość, odczuwałam i nadal odczuwam tęsknotę za bliskimi mi ludźmi. Sobota już była inna- obudziłam się o ...11:00..! Po przebudzeniu, od razu pomyślałam sobie, że to źle, jak tak można marnować czas- ale zaraz potem, zapytałam siebie: kiedy ostatni raz obudziłaś się o 11:00? ...Rok temu...w Barcelonie.
 Moje dni wyglądały podobnie: 6:40- pobudka, 7:00- kawa, 7:40 wychodzę z domu- droga do pracy, zajmuje mi 20-25 min, jestem w klubie o 8:05-8:07, 8:30- 9:30- zajęcia fitness- później mam czas na prysznic, 2 banany i odżywkę białkową. Mogę wyjść z klubu max o 10:30, żeby w 15 min dojść do gabinetu- nie suszę włosów- będzie szybciej. Pracę zaczynam o 11:00. W zależności od dnia- wychodzę do klubu z powrotem o 16:10, 18:10 albo zostaję w gabinecie do 20-21. 21:40- powrót do domu. sobota- hiszpański i praca, niedziela zajęcia fitness- nie chodzi o to, że się skarżę- nie. Jak już powtarzałam nie raz, kocham (kochałam) swoje prace- chcę pokazać, jak schematycznie wykonywałam swoje obowiązki- robot. I wstałam o tej 11..i wcale nie jest mi z tego powodu źle:). Dziś natomiast, pierwszy raz poczułam, że jestem dokładnie w tym miejscu, w którym mam być w tym okresie mojego życia- że jestem w tym czasie, w tym miejscu, i że ta próżnia, którą odczuwałam, była mi najbardziej potrzebna w aktualnym stanie fizycznym i psychicznym. Dziś pierwszy raz, tak w pełni poczułam jedność, ze wszystkim, co mnie otacza i czego doświadczam- na przeprowadzkę nie było lepszego momentu- mimo, że dawałam sobie radę, i z pozoru myślałam, że znoszę dobrze rozwód i śmierć babci, czułam, że mam coraz mniej sił witalnych, i jeśli ten stan dalej potrwa, zachoruję. Byłam wycieńczona. Gdyby nie najbliżsi ludzie, którzy ZAWSZE byli przy mnie- nie wiem, czy wytrzymałabym tak długo. Dziś pierwszy raz poczułam się dobrze z tym, że po prostu jestem, usiadam na plaży i oddychałam, ładowałam akumulatory- nic nie było mi potrzebne tak bardzo, jak dzisiejsze uczucie radości( nie obraziłabym się, gdyby byli przy mnie moi przyjaciele). Chcę przez to powiedzieć, że czasem nie to, co z pozoru ładne, przyjemne, wygodne i przez wielu uważane za szczyt marzeń, może dawać radość- czasem to co dziwne, niepewne, niewygodne i nieznane, jest tym, czego szukamy. Wczoraj poznałam wyjątkową osobę. Kasia, bo o niej mowa, też postanowiła iść za głosem serca. Proszę - starajcie się nie oceniać przez swój pryzmat jej decyzji. Zobaczcie tylko szerszą perspektywę,
Odrzuciła cały schemat, w którym żyła. Pracowała w biurze nieruchomości, sklepie, administracji...Po pewnym czasie, czuła się źle, zachorowała na tarczycę. W końcu zauważyła, że dusza woła o zmianę, że schemat, w którym żyje- jej nie służy- gdy to zrozumiała, poczuła ulgę i radość- zgodność ze sobą. Postanowiła podróżować.
Najpierw wpadł jej do głowy pomysł, że pojedzie jako wolontariusz do pewnej osady, spróbować tego, jak wygląda inne życie- wtedy w internecie zauważyła post pewnego nieznajomego- szukał kompana do podróży- na koniec świata:). Pojechała- stwierdziła, że nic jej nie trzyma. Dziś są parą.  Cały czas w drodze, praktycznie bez pieniędzy. Czasami zatrzymują się gdzieś na dłużej, czasami osoby poznane podczas podróży, zapraszają ich na tzw. squot. Życie praktycznie bez pieniędzy, nauczyło ich, że w tak trudnej sytuacji, też można sobie poradzić- jedzenie można znaleźć w tzw. skipie- czyli śmietnikach przy marketach czy warzywniakach- nadal powstrzymuję od oceny! Chcę zwrócić uwagę na to, że do kontenerów wyrzucane są lekko obite warzywa i owoce albo jedzenie z krótką datą do spożycia- widzę tu większy problem, niż grzebanie w śmieciach- wyrzucane jest dobre jedzenie a problem głodu na świecie jest ogromny- więc powstrzymaj się przed wydaniem osądu.
Kasia powiedziała, że nie jest to łatwe życie- czasami bywa bardzo trudno, ale wiara w siebie i zaufanie do samego siebie i do partnera- daje pewność, że będzie dobrze i nie ma lęku o przyszłość. Ta zmiana pokazała jej, że wszystko jest możliwe. Można być szczęśliwym, nie mając pozornie niczego, trzeba tylko znaleźć to, co nas uszczęśliwia, bez względu na stan konta. Kasia uwielbia malować i podróżować. Pod spodem wkleję link do jej strony- może kogoś zainteresują jej obrazy -i wesprze jej podróż. Jestem wdzięczna za to, że mogłam poznać jej historię- otwiera głowę na inność- bez oceniania, warto akceptować fakt, że inni mogą chcieć żyć inaczej- nie tak, jak mamy to zakodowane od dziecka w głowach.
Nie- nie rzucę teraz wszystkiego i nie zacznę jeździć po świecie na stopa. Chcę zwrócić uwagę, że można znaleźć swoje szczęście wszędzie - kiedy jest to z pozoru nie do pomyślenia.
Przypomniało mi to podróż na Sycylię- z moją przyjaciółką, pojechałyśmy do Katanii. Założyłyśmy, że podczas pobytu,  nie wydamy więcej, niż po 50 euro na osobę- z prostego powodu- zmieniła nam się sytuacja finansowa a chciałyśmy przeżyć przygodę:) Jadłyśmy zupę z lidla z chlebem, chleb z zupą albo kanapkę- czyli chleb posmarowany zupą- i dawało nam to taką radość:D i pamiętamy to do dziś. Bo do szczęścia nie potrzebne nam miliony na koncie- ważne jest to, żeby być pogodzonym ze sobą, ufać swojemu sercu, i to, że mamy dobrych ludzi blisko- (mam to szczęście, że mam Natalię i Jaime tu), a czasami bliskich oddalonych o ponad 2000 km ale bliskich sercu, bardzo za Wami tęsknię:)
http://kateart.pl/



Komentarze

Popularne posty