13. celebration time come on :) miesiąc w Barcelonie
Być może ten post będzie chaotyczny, ale dużo myśli kłębi się w mojej głowie.
Boże już miesiąc- nie wiem, kiedy to minęło. Wydaje mi się, że minął tydzień- maksymalnie dwa od wylotu. Pamiętam strach i smutek, kiedy wsiadałam do pociągu i żegnałam się z przyjaciółką, serce mi pękało, kiedy widziałam jak płacze. Pamiętam ostatnie zajęcia aerobiku w piątek i bezsilność, swój łamiący się głos kiedy dziękowałam za uczestnictwo na moich zajęciach, a w głowie:( ,,nie rycz, nie rycz, nie rycz!!!!!!). Pamiętam jak rozczuliła mnie moja ,,następczyni;)"- rozmiękczyła maksymalnie moje serce, nie wiedziałam jak mam się zachować bo przecież musiałam być silna- gdybym się rozkleiła- byłby koniec- nie wiem czy dałabym radę to wszystko znieść:) Pamiętam moment, kiedy przechodziłam do bramki na lotnisku i zastanawiałam się, czy się nie cofnąć- w głowie mnóstwo myśli : ,, jesteś głupia, szalona, jak możesz tu wszystko i wszystkich zostawić. A z drugiej strony- było mi już wszystko jedno- wyprana z emocji, zmęczona, zrezygnowana, zniechęcona...wydawało mi się, że jestem zamknięta w bańce mydlanej, a wszystko co się dzieje dookoła mnie to jakiś film albo sen- wszystko działo się jakby obok- za dużo stresu, zmęczenia, smutnych zdarzeń. Ile człowiek może znieść...Jak podsumuję ten miesiąc? Myślałam, że jestem zawieszona w czasoprzestrzeni - odnosiłam wrażenie, że nic się nie dzieje, że czas się zatrzymał, jakby próżnia. W głębi serca jednak byłam jedną nogą tu a drugą w Polsce- nie wiedziałam co robić, tęskniłam. Teraz wiem, że to był dobry czas na odpoczynek- potrzebowałam tego jak powietrza, chociaż nie lubię żyć w niepewności o przyszłość- człowiek potrzebuje poczucia bezpieczeństwa- ja tego nie mam...ale co mam....mam wszystko i nic. Już wspominałam, że w Polsce żyłam jak robot, mimo, że praca to moja pasja- byłam jak poskładana w kostkę- wszystko schematycznie, obowiązki. Tu z kolei bardzo długo odczuwałam strach o przyszłość, pracę, pieniądze...co zrobić, w którą stronę iść, co dalej O BOŻEEE O BOŻŻEEE - chyba przedwczoraj, kiedy wracałam do domu, miałam taki kryzys, że popłakałam się w metrze- beksa. Od razu myśli: zginiesz tu marnie, nie uda Ci się, jesteś do niczego...kurczę:D Druga rzecz- nagle zdałam sobie sprawę, że nie mam celu w życiu- spełniłam swoje największe marzenie- mieszkam (nie wiem na jak długo, ale czy to ważne?) w Barcelloooonieeee MIESZKAAAMM W BAAARCELOOONIEEEE ;D ;D ;D JAAA MIEESZKAMM W BARCEELONIEEEE. Przeliteruję, na wypadek gdyby ktoś nie rozczytał M I E S Z K A M W B A R C E L O N I E. I powiem Wam, że w moim odczuciu miasta, nic się nie zmieniło- jest przepiękna, cudowna, przyjazna, mam na jej punkcie obsesję- sama nie wiem dlaczego. Ciężko wyrazić słowami co czuję do tego miejsca- odczuwam je wszystkimi zmysłami. Zachwycam się kolorami, powietrzem, zapachem, kocham to miasto. KOCHAM TO MIASTO. Nie wiem, czy to marihuana w powietrzu tak na mnie działa, czy inna magia ale działa:D Odeszłam od tematu- tak, cel w życiu- byłam przerażona- największy marzyciel nie ma marzeń- spełniłam swój sen, przyznam, że sama nie wierzyłam, że się odważę to zrobić. I co dalej...jak żyć bez marzeń?! Co zrobić dalej, gdzie iść??? Przecież samo powietrze nie wystarczy, żeby mieć za co żyć. Nie wiem co dalej- dam radę. Zobaczymy. Znalazłam wczoraj na facebooku post Wojtka Brzostowskiego( pozwól, że przytoczę), który sprawił, że zaczęłam odczuwać troszkę inaczej. Pozwoliłam sobie przepisać te słowa:
Boże już miesiąc- nie wiem, kiedy to minęło. Wydaje mi się, że minął tydzień- maksymalnie dwa od wylotu. Pamiętam strach i smutek, kiedy wsiadałam do pociągu i żegnałam się z przyjaciółką, serce mi pękało, kiedy widziałam jak płacze. Pamiętam ostatnie zajęcia aerobiku w piątek i bezsilność, swój łamiący się głos kiedy dziękowałam za uczestnictwo na moich zajęciach, a w głowie:( ,,nie rycz, nie rycz, nie rycz!!!!!!). Pamiętam jak rozczuliła mnie moja ,,następczyni;)"- rozmiękczyła maksymalnie moje serce, nie wiedziałam jak mam się zachować bo przecież musiałam być silna- gdybym się rozkleiła- byłby koniec- nie wiem czy dałabym radę to wszystko znieść:) Pamiętam moment, kiedy przechodziłam do bramki na lotnisku i zastanawiałam się, czy się nie cofnąć- w głowie mnóstwo myśli : ,, jesteś głupia, szalona, jak możesz tu wszystko i wszystkich zostawić. A z drugiej strony- było mi już wszystko jedno- wyprana z emocji, zmęczona, zrezygnowana, zniechęcona...wydawało mi się, że jestem zamknięta w bańce mydlanej, a wszystko co się dzieje dookoła mnie to jakiś film albo sen- wszystko działo się jakby obok- za dużo stresu, zmęczenia, smutnych zdarzeń. Ile człowiek może znieść...Jak podsumuję ten miesiąc? Myślałam, że jestem zawieszona w czasoprzestrzeni - odnosiłam wrażenie, że nic się nie dzieje, że czas się zatrzymał, jakby próżnia. W głębi serca jednak byłam jedną nogą tu a drugą w Polsce- nie wiedziałam co robić, tęskniłam. Teraz wiem, że to był dobry czas na odpoczynek- potrzebowałam tego jak powietrza, chociaż nie lubię żyć w niepewności o przyszłość- człowiek potrzebuje poczucia bezpieczeństwa- ja tego nie mam...ale co mam....mam wszystko i nic. Już wspominałam, że w Polsce żyłam jak robot, mimo, że praca to moja pasja- byłam jak poskładana w kostkę- wszystko schematycznie, obowiązki. Tu z kolei bardzo długo odczuwałam strach o przyszłość, pracę, pieniądze...co zrobić, w którą stronę iść, co dalej O BOŻEEE O BOŻŻEEE - chyba przedwczoraj, kiedy wracałam do domu, miałam taki kryzys, że popłakałam się w metrze- beksa. Od razu myśli: zginiesz tu marnie, nie uda Ci się, jesteś do niczego...kurczę:D Druga rzecz- nagle zdałam sobie sprawę, że nie mam celu w życiu- spełniłam swoje największe marzenie- mieszkam (nie wiem na jak długo, ale czy to ważne?) w Barcelloooonieeee MIESZKAAAMM W BAAARCELOOONIEEEE ;D ;D ;D JAAA MIEESZKAMM W BARCEELONIEEEE. Przeliteruję, na wypadek gdyby ktoś nie rozczytał M I E S Z K A M W B A R C E L O N I E. I powiem Wam, że w moim odczuciu miasta, nic się nie zmieniło- jest przepiękna, cudowna, przyjazna, mam na jej punkcie obsesję- sama nie wiem dlaczego. Ciężko wyrazić słowami co czuję do tego miejsca- odczuwam je wszystkimi zmysłami. Zachwycam się kolorami, powietrzem, zapachem, kocham to miasto. KOCHAM TO MIASTO. Nie wiem, czy to marihuana w powietrzu tak na mnie działa, czy inna magia ale działa:D Odeszłam od tematu- tak, cel w życiu- byłam przerażona- największy marzyciel nie ma marzeń- spełniłam swój sen, przyznam, że sama nie wierzyłam, że się odważę to zrobić. I co dalej...jak żyć bez marzeń?! Co zrobić dalej, gdzie iść??? Przecież samo powietrze nie wystarczy, żeby mieć za co żyć. Nie wiem co dalej- dam radę. Zobaczymy. Znalazłam wczoraj na facebooku post Wojtka Brzostowskiego( pozwól, że przytoczę), który sprawił, że zaczęłam odczuwać troszkę inaczej. Pozwoliłam sobie przepisać te słowa:
,,Zatraciliśmy się wszyscy w przekonaniu, że życie się nam należy, jest oczywiste.
Kalkulujemy, rezygnujemy, odkładamy jakby jutro było nam gwarantowane.
Użyj dzisiaj swych odświętnych perfum.
Włóż najseksowniejszą bieliznę.
Powiedz bliskim to, co przy wzniosłych okazjach.
Czy sam fakt, możliwości doświadczenia kolejnego dnia
nie jest ogromnym wyróżnieniem i szansą.
Wszechświat nieustannie ma z Tobą kontakt.
Widzi, że nie doceniasz daru jakim Cię obdarza.
Czuje czy Ty czujesz, że zasługujesz.
Jeśli czekasz na święto w swoim życiu, on Cię nie zawiedzie i pomoże Ci "czekać".
Wszechświat Cię nie słyszy, ani nie widzi...tylko czuje.
Twoje emocje są językiem w jakim się porozumiewacie.
Czuje to co Ty czujesz i daje Ci tego więcej.
Zawsze dostosuje się do Ciebie...jesteś jego zmysłami.
Celebrując każdy dzień bez względu na zdarzenia i sytuacje, pokazujesz mu swoją wdzięczność i radość.
Udowadniasz, że nie zgadzasz się czekać na "odświętne święta'.
Twoje emocje generują więcej sobie podobnych zdarzeń.
Pachnij, wyglądaj, czuj, przeżywaj...rób wszystko co wyzwoli uczucie szczęścia, a pojawi się go dużo więcej już teraz.
Każde życie ma datę ważności.
Problem w tym, że nie jest wydrukowana na opakowaniu.
Więc świętuj święto jakim jesteś.
Nie zapomnij się nażyć każdym podarowanym dniem.
Bo czy masz gwarancje na jutro?
Dziękuję Wojtek:)
Jak więc minął mi ten dzień?:)
Wstałam w dobrym nastroju, koleżanka zrobiła mi kawę- dawno nie piłam tak zajebistej kawy:) i dziękuję Natalia za wszystko, co do tej pory dla mnie zrobiłaś- bez Twojego wsparcia na długo przed wylotem, nie wiem czy bym się odważyła to zrobić.Ehhh. Zjadłam pyszne śniadanie. Założyłam najlepszą bieliznę- a co mi tam;). Pomyślałam- pojadę do centrum, zjem coś pysznego w dobrym barze....yhymmm...pierwsze kroki skierowałam tam, gdzie czuję się najlepiej- oczywiście na plażę. Usiadłam na piasku i patrzyłam w morze- popłakałam się ze szczęścia i podziękowałam, że mogę tu być- nie wiem jak długo- podziękowałam za chwilę obecną, pomyślałam sobie : kurwa jak tu pięknie:) nie byłam w żadnym super barze- wolałam kupić dwa kawałki pizzy i usiąść w parku- czułam się po prostu szczęśliwa. Jestem wdzięczna, że mogę tu być, jaram się:D No i ...zaczynam marzyć:) Jedno jest pewne- chcę być dla ludzi, wspierać ich, pomagać- to robiłam do tej pory i to dawało mi szczęście- nie wiem co dalej będzie i w jakim miejscu będę to robić ale to jest to, czego chcę- Zmieniło się tylko odczucie- jestem już bardziej ciekawa niż przerażona, tego co przyniesie los.
http://www.lenses.eu.com/
Kalkulujemy, rezygnujemy, odkładamy jakby jutro było nam gwarantowane.
Użyj dzisiaj swych odświętnych perfum.
Włóż najseksowniejszą bieliznę.
Powiedz bliskim to, co przy wzniosłych okazjach.
Czy sam fakt, możliwości doświadczenia kolejnego dnia
nie jest ogromnym wyróżnieniem i szansą.
Wszechświat nieustannie ma z Tobą kontakt.
Widzi, że nie doceniasz daru jakim Cię obdarza.
Czuje czy Ty czujesz, że zasługujesz.
Jeśli czekasz na święto w swoim życiu, on Cię nie zawiedzie i pomoże Ci "czekać".
Wszechświat Cię nie słyszy, ani nie widzi...tylko czuje.
Twoje emocje są językiem w jakim się porozumiewacie.
Czuje to co Ty czujesz i daje Ci tego więcej.
Zawsze dostosuje się do Ciebie...jesteś jego zmysłami.
Celebrując każdy dzień bez względu na zdarzenia i sytuacje, pokazujesz mu swoją wdzięczność i radość.
Udowadniasz, że nie zgadzasz się czekać na "odświętne święta'.
Twoje emocje generują więcej sobie podobnych zdarzeń.
Pachnij, wyglądaj, czuj, przeżywaj...rób wszystko co wyzwoli uczucie szczęścia, a pojawi się go dużo więcej już teraz.
Każde życie ma datę ważności.
Problem w tym, że nie jest wydrukowana na opakowaniu.
Więc świętuj święto jakim jesteś.
Nie zapomnij się nażyć każdym podarowanym dniem.
Bo czy masz gwarancje na jutro?
Dziękuję Wojtek:)
Jak więc minął mi ten dzień?:)
Wstałam w dobrym nastroju, koleżanka zrobiła mi kawę- dawno nie piłam tak zajebistej kawy:) i dziękuję Natalia za wszystko, co do tej pory dla mnie zrobiłaś- bez Twojego wsparcia na długo przed wylotem, nie wiem czy bym się odważyła to zrobić.Ehhh. Zjadłam pyszne śniadanie. Założyłam najlepszą bieliznę- a co mi tam;). Pomyślałam- pojadę do centrum, zjem coś pysznego w dobrym barze....yhymmm...pierwsze kroki skierowałam tam, gdzie czuję się najlepiej- oczywiście na plażę. Usiadłam na piasku i patrzyłam w morze- popłakałam się ze szczęścia i podziękowałam, że mogę tu być- nie wiem jak długo- podziękowałam za chwilę obecną, pomyślałam sobie : kurwa jak tu pięknie:) nie byłam w żadnym super barze- wolałam kupić dwa kawałki pizzy i usiąść w parku- czułam się po prostu szczęśliwa. Jestem wdzięczna, że mogę tu być, jaram się:D No i ...zaczynam marzyć:) Jedno jest pewne- chcę być dla ludzi, wspierać ich, pomagać- to robiłam do tej pory i to dawało mi szczęście- nie wiem co dalej będzie i w jakim miejscu będę to robić ale to jest to, czego chcę- Zmieniło się tylko odczucie- jestem już bardziej ciekawa niż przerażona, tego co przyniesie los.
http://www.lenses.eu.com/
Dalajlama, zapytany o to, co najbardziej zadziwia go w ludzkości, odpowiedział:
OdpowiedzUsuń„Człowiek. Ponieważ poświęca swoje zdrowie, by zarabiać pieniądze. Następnie poświęca pieniądze, by odzyskać zdrowie. Oprócz tego jest tak zaniepokojony swoją przyszłością, że nie cieszy się z teraźniejszości; w rezultacie nie żyje ani w teraźniejszości, ani w przyszłości; żyje tak, jakby nigdy nie miał umrzeć, po czym umiera, tak naprawdę nie żyjąc.” Tobie chyba udało się zatrzymać na chwilę i podążyć za marzeniami ☺ i żyć ☺ wszystko niedługo się wyprostuje i ułoży tak,jak być powinno. Wiesz już, że życie w pędzie nie daje satysfakcji. Tymczasem carpe diem ! Korzystaj, jaraj się! Ciesz się spełnionym marzeniem. Może się zdarzyć też, że kolejne marzenie będzie dotyczyło powrotu ☺ale mądrzejszego, takiego gdzie Ty będziesz podmiotem i będziesz czerpać radość i szczęście z tego co robisz. Bo już wiesz, że życie trzeba smakować .☺
Dziękuję Ula za te słowa- bardzo mądre słowa. Myślę, że nie tylko mi pomogły zrozumieć pewien ważny sens
UsuńBo życie jest piękne!😉😊
OdpowiedzUsuńMagda jak czytam o Twojej miłości do Barcelony to przypominam swoją miłość do Londynu. Po prostu kocham to miasto, łącznie mieszkałam tam 2-3 lata z przerwami na kontynuację studiów w Polsce 😉2007-2012
OdpowiedzUsuńPiękne to były czasy, przygody ,różne prace i poznani ludzie cieszyli najbardziej. Z wieloma osobami z różnych krańców świata nadal mam kontakt. Nie żałuję że przez pobyt w Londynie dłużej studiowałam itp. To było tego warte. Od 2012 roku na dobre wróciłam do Polski a od tego czasu co roku w maju tradycyjnie z mężem lecimy na kilka dni do Londynu 😍
Życzę Ci powodzenia w Twoich poczynaniach-piękne uczucie kiedy kochasz miasto i czujesz ze ono odwzajemnia to uczucie .
Good luck 😉nie wiem jak po hiszpańsku będzie.