14. Z miłości do...Barcelony- czyli UNA ESCUELA MAGICA

 Z miłości do...Barcelony


Może wydam się już nudna- jednak  powtórzę to, co jest dla mnie bardzo ważne- zawsze, w to co robisz, wkładaj całe swoje serce- oczywiście, jeśli to co robisz, jest Twoją pasją i miłością.
 Jeśli robisz coś z przymusu, zostaw to- nie warto. Jeśli musisz się do czegoś zmuszać, to znak, że Twoja dusza mówi nie.
Dziś nie napiszę o sobie, (chociaż oczywiście wyrażę swoją subiektywną opinię- nie byłabym sobą, gdybym tego nie zrobiła;))
Napiszę o wyjątkowym miejscu,  tworzonym z miłością i z miłości…

Z miłości do Barcelony

Przed wylotem do Barcelony, szukałam szkoły , aby mieć jakiś punk zaczepienia, zacząć szlifować język i mieć co robić- aby po tygodniu nie wrócić do Polski z płaczem, że wszystko jest nie tak, tu jest beznadziejnie i wszystko było bez sensu, ludzie mieli rację- niepotrzebnie zostawiłam wszystko i  wyjechałam…nie, nie, nie- Nie tak szybko:D
Napisałam post na fb,na jednej z grup osób mieszkających w Barcelonie,  czy ktoś może polecić mi jakąś szkołę językową, kurs- pod postem, ukazywały się kolejno komentarze, z nazwami …- ale! Dostałam jedną prywatną wiadomość i wzięłam to oczywiście za znak,
  Przypadek? Tak- w przypadkach, najlepsze jest to, że ich nie ma. Wybrałam od razu tę.
Pierwszego dnia po przylocie, poszłam więc do szkoły-zdeterminowana, ale też lekko poddenerwowana- nie dość, że nowy (no nie taki nowy) kraj, nowi ludzie, nowe środowisko, język …to jeszcze nowa ja w nowej sytuacji…ale jak to mówią…: nowy rok, nowa ja;)
Bardziej na tym, niż skupić się na nauce- skupiłam się na obserwacji ludzi- tak, to moje ulubione zajęcie;)
Pierwsze zajęcia- trochę stresu, wyjście ze strefy komfortu, nieznani mi ludzie..kolejne dni podobne, do tego uczucie, że mam najnudniejszą grupę na świecie(przepraszam!:))- na przerwach, każdy siedział z nosem wlepionym w telefon, nikt ze sobą nie rozmawiał. No tak, przyszłam się tu uczyć –nie konwersować…ale czułam się nieswojo i lekko rozczarowana. Dziś trochę mi wstyd, że tak powierzchownie ich oceniłam - myślę, ze to najfajniejsza grupa, na jaką mogłam trafić. 
Codziennie wracam do domu w dobrym nastroju, a w szkole śmieję się do łez. Jestem z natury nieśmiała- podejrzewam, że każdy z nas był, dodatkowo bariera językowa, różne narodowości. Każdy z nas jest inny: różne profesje, wykonywane w swoich krajach: mamy fotografa, nauczycieli języka angielskiego, szefa kuchni, kosmetologa i trenera(no czeeeeśććć:D)..- ale zawód nie jest ważny- każdy tu zaczyna poniekąd od początku, od zera-poza tym, nie to, czym się zajmujesz jest istotne- ważne jest to, jakim jesteś człowiekiem…
Teraz wszystko się zmieniło, poznając ich, mogę powiedzieć, że każda osoba jest interesująca, ma swoje pasje i łączy nas jedno- wszyscy podjęliśmy decyzję, o zmianie życia- każdy miał je ułożone i stabilne- i każdy zostawił to dla Barcelony- łącznie z właścicielkami. 
Sylwia i Milena, bo o nich mowa- są Polkami. To one właśnie pierwszego dnia, powitały mnie z uśmiechem, zawsze służą pomocą i dodają otuchy, bije od nich pozytywna energia. Ich historia także jest ciekawa- Dziewczyny pracowały w korporacji, na wysokich stanowiskach, miały pieniądze, stabilną pracę- i zostawiły to wszystko z …miłości do Barcelony- to miasto jest magiczne, wciąga, inspiruje...(ale to już mówiłam nie raz:))
 Po wielu latach tu spędzonych, postanowiły otworzyć szkołę językową- nie było łatwo. Tworzenie firmy kosztuje dużo stresu, czasu i cierpliwości- zawsze jest ryzyko, że nie wyjdzie-wiem to z własnego doświadczenia- Jednak ich wiara, determinacja, ciężka praca i otwarte serce, doprowadziły do tego, że szkoła powstała i się rozwija. Uczą się tu różni ludzie, z różnych krajów, w różnym wieku. Dziewczyny organizują warsztaty, dni otwarte, spotkania tematyczne.
 Jeśli chcesz coś zrobić- i wkładasz w to serce- zawsze się uda- i bardzo mocno im kibicuję aby szkoła rozwijała się jak najlepiej.
Dziś, na zajęciach, mieliśmy za zadanie wcielić się w rolę dziennikarzy,  przygotować wywiad i zadać kilka pytań – naszą ,,gwiazdą”, była Sylwia. Zadaliśmy jej pytanie, czy gdyby miała wybór: czy wróciłaby do Polski (przypomnę- do wygodnego, stabilnego życia, pieniędzy i stanowiska). Odpowiedź była krótka- NIGDY – TU JEST MÓJ DOM. KOCHAM BARCELONĘ.- Nie mam więcej pytań.
Odkryłam jeszcze jedną bardzo, bardzo ważną rzecz- zmieniając swoje życie, myślałam, że zwariowałam- poznając tych ludzi, odkryłam, że nie jestem szalona (tak, wiem , można się z tym nie zgodzić:D)- każdy to zrobił i jest to całkowicie normalne, każdy zrezygnował z tego co miał i wywrócił całe swoje życie do góry nogami! A może w takim razie my wszyscy jesteśmy szaleni?
 Jeśli tak- to cudownie, bo świat potrzebuje tych wariatów, którzy postanowili przełamać schematy i iść za głosem serca.
Od autora;) : mimo, że uczę się hiszpańskiego- moim ulubionym słowem jest katalońska MADUIXA

Komentarze

Popularne posty