Obserwator

Obserwuję.  Wszystko. Wszystkich. Chyba najbardziej siebie, swoje emocje i odczucia, które mi towarzyszą w konkretnych sytuacjach.

Najbardziej to jak się zmieniam, jak wzmacniam od czasu wylotu. A może byłam taka, tylko tego nie widziałam. Może to, że miałam wszystko zapewnione, znane mi i bezpieczne, sprawiało, że nie mogłam się dalej rozwijać? Może nie wierzyłam we własne możliwości- ale z drugiej strony..zdecydowałam się na wylot- nie wiem czy to bardziej odwaga czy szaleństwo.

Nie wiem - jedno jest pewne- zaskakuję samą siebie- z drugiej strony, jestem lekko na siebie zła. Później napiszę, dlaczego.

Gdybyśmy robili wszystkie rzeczy, które jesteśmy w stanie zrobić, wprawilibyśmy się w ogromne zdumienie" Thomas A.Edison.

 To prawda- sama się o tym przekonuję. Nie robię wszystkiego, co mogłabym robić- albo z lenistwa, albo z braku czasu, albo z braku pomysłu na to, co mogłabym zrobić. Jednak stosuję znaną mi i zgodną ze swoimi przekonaniami zasadę- idę w swoim własnym tempie- w zgodzie z własnymi przekonaniami i nie ścigam się z nikim. Pewnie mogłabym codziennie uczyć się gramatyki hiszpańskiej i nowych słówek, wymyślać sobie spotkania z wymianą językową- ale wolę spędzać czas ze sobą. Nie chodzę na imprezy, nie wychodzę wieczorami na miasto. Nie zachłysnęłam się hiszpańskim życiem- po prostu żyję swoim. Robię to, co jest najważniejsze dla mnie na ten moment. Jak już wspomniałam, dokonałam wyboru i ustaliłam priorytety- moim priorytetem jestem ja. Trzeba zadbać o poczucia bezpieczeństwa. Mieszkanie. Praca. Konto. Numer nie

Sama jestem zaskoczona, jak dużo potrafiłam załatwić.

Zrobiłam to wszystko w przeciągu miesiąca. Chyba przylot do Polski mnie tak zmotywował i beznadziejne uczucie, że nie mam własnego kąta. Ale pojawiło się cudowne uczucie że tylko ja jestem odpowiedzialna za własne życie. To jest duża odpowiedzialność. Nie zasłaniasz się nikim i tylko od Ciebie zależy, czy sobie poradzisz (oraz od przypadków i prezentów od losu- nie jesteśmy sami- ktoś na górze nad nami czuwa;))

Najpierw znalazłam mieszkanie. Przez aplikację BADI. Podaję nazwę- być może, ktoś szuka i akurat mieszka w Barcelonie i akurat przypadkiem, trafi na ten blog. 

Przepraszam, źle się wyraziłam- pokój. Na mieszkanie może przyjdzie czas. 

Znalazłam pracę- przez aplikację JOB TODAY. 

Wyrobiłam numer NIE. Podchodziłam do tego 3 razy. Bez NIE, nie możesz legalnie pracować dłużej niż 3 miesiące, otworzyć konta w banku , wynająć mieszkania itp itd- jedna mała, zielona karteczka. Jestem dumnym posiadaczem. Od 25 maja - rezydentem Hiszpanii-REZYDENTEM HISZPANII;D cieszyłam się jak dziecko i skakałam po ulicy- bez pracy by się to nie udało- trzeba mieć powód, aby dostać ten numer. 

Zrobiłam to sama- pamiętam, jaką czułam panikę, kiedy na początku mojego pobytu tutaj, czytałam o załatwianiu NIE. Myślałam- Boże- jaki ja się dogadam, jak to zrobię, jak znajdę ulicę....mam.

Przyznam, że mam dobrą opiekę - jakaś siła nade mną czuwa i pomaga, kiedy tego potrzebuję.

Co jeszcze - nie mam poczucia osamotnienia, towarzyszącego mi przez długi okres pobytu tutaj- chyba się przyzwyczaiłam. Lubię swoje towarzystwo. Nie mam problemu z siedzeniem samej w domu. Radzę sobie wyśmienicie. Prawie:D Wczoraj kupiłam sobie zielony groszek w puszce- puszkę trzeba było otworzyć otwieraczem do puszek- nie było otwieracza...Sprawdzony sposób babci i mamy- w puszkę wbijasz nóż i później otwierasz puszkę. Prawie się udało - niestety na samym końcu został maleńki ostry kawałek puszki, który musiałam przebić nożem, żeby dostać się do zawartości i to podważyć - niestety palec mi się osunął i  z całej siły wbiłam go w ostrze puszki- żeby było zabawniej, przejechałam tym palcem w panice jeszcze 2 cm- głęboka rana zaczęła mocno krwawić - kuchnia we krwi- w myślach- Boże nawet nie wiem czy to trzeba zszywać, przecież to jest głęboka dziura w chuj . Rana krwawi, upał. W głowie-przecież nawet nie wiem, czy mam ubezpieczenie już i gdzie mam jechać na sor- czy jest coś takiego jak sor???:D Na szczęście w domu był właściciel mieszkania, który zachował zimną krew i szybko przyłożył mi do palca zamrożone warzywa- rana przestała krwawić a ja poczułam, że zaraz zemdleję. Zrobiło mi się słabo, w głowie słyszałam tylko szum i usiadłam na podłogę- właściciel coś do mnie mówił a ja tylko- Koza nie zemdlej, Koza nie zemdlej. Co było później? I tu zaskoczenie. Nic - wstałam. Zrobiłam sobie kawę. Spojrzałam na dziurę w palcu, zakleiłam go plastrem. Ani jednej łzy. Opanowanie. Może to, że jestem tu sama, spowodowało, że nie ma innego wyjścia- trzeba twardo stąpać po ziemi i się nie rozczulać. Nawet nie czułam potem bólu. Wniosek- miej w domu zawsze mrożone warzywa, otwieracz do konserw albo kupuj konserwy z łatwym otwarciem. A najlepsze, że to nie był groszek, tylko jakaś soja :D

Zaskoczenie numer dwa. Boję się głębokiej wody. Panicznie. Nie umiem pływać. Zaproponowałam koleżankom z pracy, żeby wybrać się na naukę surfingu. Byliśmy dziś:) Najpierw instruktor pokazał nam na piasku, jak trzeba położyć się na desce, potem mieliśmy wejść do wody i już:D Takie łatwe hahaha. I tu zaskoczenie. Nie poczułam strachu...Naprawdę. Może małą adrenalinę..małą. Po prostu weszłam do wody i popłynęłam. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie byłam taka. Fala podtapiała mnie kilka razy. Przez pierwsze minuty, walczyłam, żeby utrzymać się na desce- nie udawało się- podtapiałam się, opiłam wody, miałam czołowe zderzenie z deską w głowę. Nic. Zero strachu...Tak jakby to było zadanie, które mam zrobić i tyle- a może po tym, co przeszłam i z czym musiałam się zderzyć po przylocie do Barcelony mnie tak zahartowało ? A może to znowu chęć życia pełnią życia?

Zaskoczenie numer 3. Ostatnio na instagramie, poczułam na własnej skórze, co znaczy hejt:) Pod jednym ze zdjęć, pewna dziewczyna, dosadnie wyraziła swoją opinię, w sposób, którego tu nie skomentuję, bo nie chce mi się tracić czasu na rozpamiętywanie. Opiszę swoje uczucia- nie poczułam nic. Miałam na to kompletnie wyj..(nie przejęłam się) . Wiem, jaka jestem- dawniej, czytając takie komentarze na własny temat, 1. popłakałabym się, 2. przez miesiąc zastanawiałabym się co ja jej takiego zrobiłam i dlaczego to spotkało właśnie mnie? Przecież jestem niewinna;) 3. nie spałabym całą noc. Nic. Kompletnie nic- śmiałam się. I zajęłam się swoimi sprawami. 

Zaskoczenie numer 4.

Praca. Nie lubię jej:D To akurat żadne zaskoczenie. Czuję, że tam długo nie zagoszczę. Jestem wdzięczna, że dzięki niej, mogłam załatwić numer NIE. I, że poznałam fajne koleżanki. Zaskoczeniem numer jeden jest to, że porzuciłam strach i w kabinie zabiegowej rozmawiam z ludźmi. Wiem, że mi brakuje słów i gramatyki ale rozmawiam. Chyba czasami gadam byle co i byle jak gramatycznie- ale traktuję to, jako naukę, trening, poznanie ciekawych ludzi. W pierwszym tygodniu, po ostatniej godzinie, koleżanka coś do mnie mówiła- ja widziałam tylko ruszające się wargi - nie dochodziły do mnie żadne wyrazy- mózg mi się wyłączył. Teraz rozumiem, nawet z kontekstu szybką mowę. I jestem z siebie dumna. Ogarniam. Dostałam pracę w Barcelonie w gabinecie. Tak jak sobie postanowiłam, Nie dopuszczałam do siebie innej myśli- mimo rad, żebym znalazła byle co na początek. Znalazłam w zawodzie. Chwalę się, jest czym.

Zaskoczeniem większym jest to, że jeszcze tej pracy nie rzuciłam. Obiecałam sobie, że będę wykonywała pracę, którą kocham- i w Olsztynie mi się to udało. Wobec tego, bardzo męczę się w tej pracy- po prostu dobrze wykonuję zabiegi, na których się znam. Szanuję i lubię ludzi, jestem dla nich miła. Ale mi znowu mało- wiem, że to miejsce nie jest dla mnie i jestem zła na siebie, że mówię wszystkim, jakie to ważne podążać za swoimi marzeniami i robić w życiu to, co się kocha a sama tego nie robię. Wychodzę z gabinetu zmęczona i czasami zniechęcona. Proszę dajcie mi inwestora, który będzie chciał otworzyć taki salon, który miałam w Olsztynie - przysięgam, że Klienci poczują się tam jak w niebie a nie jak kolejna sztuka do depilacji. Moją misją jest pomaganie innym- ja wiem, że w końcu znajdę sposób aby pomagać innym i się w tym spełniać. Nie chodzi mi o to, że ten gabinet jest zły- czuję po prostu, że to nie to, co chciałabym robić- uwielbiam tworzyć, wymyślać coś nowego, potrzebuję chyba ciągle nowych bodźców, które powodują, że się rozwijam a przez to mogę bardziej pomagać. To jak nakręcająca się machina. Nie poddam się tak łatwo i nie będę tracić czasu na robienie czegoś, co powoduje, że czuję niechęć.

Ale odkryłam jeszcze coś innego- chyba zaczynam uczyć się cierpliwości - bo wiem, że wszystko jest po coś. Wszystko ma swój czas- to doświadczenie, które zdobywam, przyda mi się w przyszłości . Ja to po prostu wiem, będę robiła coś co będzie dawać ludziom wiarę, szczęście i dobre samopoczucie a mnie napędzać każdego dnia do działania- i rozwinę skrzydła bardziej, bo już chyba nie boję się niczego. Jednak podświadomie czuję, że jeszcze chwilę muszę tu zostać. (tak Koza- potrzebujesz kasy:D)

Zacznij od robienia tego, co konieczne, potem zrób to, co możliwe. Nagle odkryjesz, że dokonałeś niemożliwego.     św. Franciszek z Asyżu

Komentarze

Popularne posty