Bardzo ciężka choroba


Jestem chora, naprawdę- psychicznie:) To może ma jakąś nazwę - nie wiem:)
Uzależnienie od emocji i od nowych wyzwań. Może to się jakoś leczy- ale ja nie chcę chyba wyzdrowieć.
Już pisałam, że moja praca mnie nudzi...bardzo nudzi- co więcej- męczy moje ciało- poprzez stres, jaki miałyśmy, spóźnił mi się okres- 3 tygodnie- organizm dawał znać, że coś tu nie gra. W kabinach nie ma klimatyzacji- raz prawie zemdlałam. No było ciężko jednym słowem- teraz jest już stabilniej. Cały czas gorąco ale stabilniej, mniej stresu. Wszystko idzie powoli na lepsze-ale jak bardzo poooowoooli....jak ja się nudzę, jak ja się tam nudzę- i przyznaję się do tego- moje ego też. Miałam możliwość pracy z lekarzem- moje zadanie polegało na, i tu uwaga : dezynfekcji twarzy i podawaniu strzykawek..ja pierdole. Wszystko powoli zaczęło się we mnie buntować- tracę swój czas, tracę swój czas JAK JA TU TRACĘ CZAS. Wczoraj chciałam zrezygnować. Podeszłam do manager i powiedziałam, że to jest mój ostatni dzień tutaj- (mówię to sobie w myślach non stop- muszę uważać, bo mnie sami wyrzucą:D). Zapytała- ile tu pracujesz? ...no ... 1,5 miesiąca. Ile jesteś w Barcelonie? 4 miesiące....dużo? mało? wydaje mi się bardzo dużo- dla nich jest bardzo mało:D ale ja chcę więcej. Jednak jej argumenty do mnie przemówiły. Jest dobrym couchem chyba;) . Rzeczywiście- jeśli rzucę teraz pracę ..co będzie- znajdziesz nową;) tak, znajdę - ale może zaraz a może za miesiąc- w Barcelonie sierpień jest miesiącem urlopów, wszystko spowalnia- może być tak, że nie znajdę pracy szybko. Niedługo lecę do Polski ....taaaaaak wiem ja też nie mogę się doczekać Kasiu i Aniu:D ok, polecę ...ale wrócę- do czego mam wrócić, jeśli nie będę miała pracy?  Druga rzecz- chcę zmienić mieszkanie- powoli zaczyna mnie męczyć, że co kilka dni mieszkam z obcymi ludźmi, nie mogę trzymać swoich rzeczy w łazience a najgorsze w tym wszystkim jest to, że właściciel mieszkania jest namolny i chyba chce mnie poderwać( nie powiem brzydko ale inne słowo mam na myśli)- jak on mnie denerwuje- ignoruję go z całych sił. Wybór- zostawię to mieszkanie i zostawię pracę- wracam i ...do czego mam wrócić? :D znowu od początku?  To nie jest tak, że nie doceniam tego co mam- doceniam bardzo, dziękuję za każdy dzień mi tu dany. To jest szok, źe znalazłam szybko pracę, Bardzo bardzo dziękuję.
Jednak coś w duszy gra- chce więcej, nie daje spokoju- ja wiem, że to praca nie dla mnie, wiem, że mam jakąs misję i potencjał- ale chowam dumę i ego znowu do kieszeni. Mam na przeżycie- rzucę i co? Gdzie pójdę? Kto mi da? Jestem tu sama. Nie pójdę z płaczem do mamy - nie dostanę od tatusia. Sama jestem odpowiedzialna o swoje życie- a Barcelona znaczy dla mnie zbyt wiele, abym tak pochopnie zareagowała. Nie poddam się. Poza tym zauważyłam coś jeszcze- zaczynałam marudzić, nie dając niczego od siebie. Narzekałam i tak sobie siedziałam i narzekałam. Zauważyłam, że przestałam dbać o porządek- nie ma porządku w domu- więc logiczne, że nie ma porządku w życiu - coś w tym jest. Koza ogarnij się.
Poszłam biegać- to zawsze pomaga. Doszłam do wniosków, że bardzo brakuje mi pracy, którą miałam w Polsce- brakuje mi treningów z dziewczynami i brakuje mi tworzenia gabinetu- muszę mieć ciągle nowe bodźce- to mnie napędza do działania- kocham to . Ale uwaga- nie robiłam nic w tym kierunku:) praktycznie nic. Nie zapisałam się na siłownię, nie wysłałam wielu cv, Jak mam oczekiwać nowych rezultatów, skoro niczego nie zmieniam w swoim działaniu? Tak się nie da- to się nigdy nie uda. Trzeba podejść do tego sposobem.
-przestać narzekać i użalać się nad sobą.
-posprzątać pokój- w głowie będzie czyściej.(za chwilę to zrobię)
-Napisać nowe cv- już za miesiąc będzie można wpisać cokolwiek po hiszpańsku - 3 miesiące pracy to nie 1,5....(wiem wiem WIEMMM NO )
-zrobić listę miejsc, w których bym chciała pracować- rozejrzeć się, i wysyłać namolnie.
-jechać do Polski i celebrować chwile z moimi bliskimi
- wrócić i mieć do czego wrócić- pieniądze przydadzą się na realizację dalszego planu- ze spokojna głową - nie wszystko naraz ( tak już raz postawiłam wszystko na jedną kartę i udało mi się- ale może za drugim razem byłoby inaczej)
- czekać na przyjaciółki, które będą u mnie w lipcu i w międzyczasie rozglądać się za nowym mieszkaniem - daję sobię czas do sierpnia.
-siłownia - zapisać sie i poznawać ludzi- a do tego jest też potrzebna praca i pieniądze...
Wiem, że życie zmienia się każdego dnia i każda minuta może zaskoczyć, - ale jakiś szkielet jest, jeśli w międzyczasie życie inaczej mnie zaskoczy- plan będzie trzeba modyfikować- ahoj przygodo!
Miałam taką wizję, że siedzę, narzekam, robię się zrzędliwa, zajadam stres i smutek, tyję, mam przetłuszczone włosy , mam syf w domu i obwiniam wszystkich o swój los- o kurwa jakie to było straszne- nie nie nie nie . Co to to nie- i jeśli czytasz to i Twoje życie zmierza w tym kierunku, przerwij to natychmiast i weź się do roboty. Nikt za Ciebie tego nie zrobi.
Jeśli jednak za dwa miesiące,, będę rozmawiać z kimś, kto czyta ten blog i powiem: łał jak ja lubię to co robię- nie mogę się doczekać aż wydepiluję kolejne 6 par nóg dzisiaj ..albo: dobra, mało mnie obchodzi-praca to praca- robię swoje i tyle-nie musi mi się podobać, od- do -dziękuję i do widzenia- uderz mnie mocno, proszę!!!! I powiedz: Koza- nie żyjesz już, umarłaś, właśnie przestałaś żyć. Bo jeśli godzisz się na to, Twoje życie właśnie dobiegło końca.
A ja chcę więcej
,,CAŁE ŻYCIE W PRECIĘTNOŚCI TO DLA MNIE ZBYT WYSOKA CENA ZA POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA"
Więc chyba wolę chorować na tę chorobę, od której nawet jestem uzależniona- nazwałam to- uzależnienie od życia.


Komentarze

Popularne posty