Prawdziwa miłość

Hola, que tal?;)

Muszę się czymś podzielić- nie będę narzekać, że jest mi ciężko, nie będę narzekać, że padało dziś, nie będę narzekać, że wydepilowałam mnóstwo nóg, nie będę narzekać- ten post będzie pozytywny i pełen wdzięczności(prawie)- za to, że dałam sobie szansę- mimo, że zupełnie nie wiedziałam, co ze mną będzie, czy będę miała gdzie spać i co jeść.

Jednak zanim dojdę do sedna sprawy, chcę opisać bardzo bolesne dla mnie wydarzenia.

Dlaczego o tym piszę- może będzie to zbyt osobiste, ale wiem, że wiele osób może być w mojej sytuacji i chcę powiedzieć: uwierz, że nawet w najgorszych momentach swojego życia,  jesteś silniejszy niż Ci się wydaje...zawsze trzeba mieć nadzieję.

Kiedy myślałam, że już gorzej być nie może...rozwód- kto to przeżył, wie jak jest ciężko- nigdy nie jesteś na to gotowy. To jest ogromny stres i poczucie klęski- nigdy nie zakładasz, że się rozwiedziesz. Wierzysz, że Tobie się uda. Przeżyłam to mocno. Więcej nie napiszę, bo szanuję prywatność bliskich mi osób. Piszę tylko o swoich emocjach- poczucie klęski, stres, smutek, przygnębienie i dziwne uczucie przekreślenia wielu lat w 15 min na sali rozwodowej. Ciężko było się podnieść - w dodatku, gdy Twoja praca wymaga od Ciebie uśmiechu i motywowania ludzi-a ledwo co dajesz radę wstać z łóżka i powtarzasz sobie w głowie, że dasz radę. Podobno rozwód, to drugie najbardziej stresujące wydarzenie w życiu człowieka, zaraz po śmierci najbliższych. Tak. Tak jest. Ale wytrzymujesz- byłeś na to przygotowany- to znaczy nigdy nie jesteś ale świadomie wiesz, że to jest fakt- wiesz, że ma się to wydarzyć i jesteś w stanie się z tym zmierzyć. Ledwo-ale dajesz. Nie polecam. Jednak stoisz jeszcze na nogach, mniej lub bardziej stabilnie.

Przed oczami masz jeszcze wizję tego, że za kilka miesięcy się przeprowadzasz- jasne, to świadoma decyzja i spełnienie marzenia- ale nigdy nie wiesz co będzie, szansa 50:50- albo będzie dobrze, albo nie:) Strach trochę paraliżuje.

A co powiesz na to, gdy 2 miesiące po rozwodzie, umiera najbliższa Ci osoba, którą kochałeś z całego serca? Która kochała Cię miłością bezinteresowną, przy której mogłeś zdjąć całą swoją zbroję silnej i z powrotem być małą dziewczynką? 

Babcia znaczyła dla mnie więcej, niż mogę wyrazić to słowami. Człowiek z ogromnym, ciepłym sercem. Mój anioł stróż. Dodawała mi otuchy, wychwalałam ją pod niebiosa- byłam też jej oczkiem w głowie:) troszkę rozpieszczona wnuczka...

To było po moich zajęciach aerobiku - 23 stycznia. Wtorek. Prowadziłam total fitness. Poszłam do szatni instruktorów, szykowałam się do pracy. Zadzwonił telefon. Nawet zdenerwowałam się, że babcia dzwoni bo płaciła dużo za rozmowy, po drugie w sercu miałam do siebie żal, że znowu zapomniałam zadzwonić- przecież tyle na głowie...Kto mnie zna, wie o tym, że przy niej roztapiałam się całkowicie i gdybym mogła cofnąć czas, ...nie mogę.

Odebrałam telefon, ale to nie była babcia. Wiadomość. Czułam się, jakby mnie ktoś mocno uderzył w głowę i klatkę piersiową- zaczęłam krzyczeć do słuchawki, że to nieprawda. Zamknęłam drzwi do szatni...i upadłam na kolana. Dosłownie. Odcięło mi siłę w nogach, upadłam na kolana...Musiałam chyba głośno płakać, bo przybiegł mój kolega. Serce bolało mnie, jakby mi je siłą wyrwali z klatki piersiowej- nie pamiętam, abym kiedykolwiek czuła taki ból. Fizyczny ból nie do opisania. I po chwili...chwyciłam za tel...ale pomyślałam, że przecież jestem tu sama...do kogo mam zadzwonić...to uczucie paniki i smutku, które mi towarzyszyło...nie wiem ile czasu spędziłam w łazience-pytałam Boga, ile jeszcze prób na mnie ześle, ja już nie dam rady, to za dużo. Nie dam rady... Przyjechała po mnie przyjaciółka. Później musiała wrócić do pracy a ja zostałam w pustym mieszkaniu. Siedziałam ze zdjęciem babci, które kurczowo trzymałam przyklejone do klatki, jakby w obawie, że zaraz ktoś będzie chciał mi je ukraść. Na kanapie. Przez kilka godzin. Ciało bolało mnie, jakbym miała jakiś wypadek samochodowy. Poczułam, że już nie mam nikogo i nic. Zostałam sama. Wszystko co miało dla mnie znaczenie- odeszło. Zostałam zdana tylko na siebie. Po takim zdarzeniu..nic nie jest dla Ciebie ciężkie, na nic nie reagujesz takim bólem- może więc dzięki temu, mogłam wsiąść do samolotu. 

Dlaczego o tym napisałam. Czułam, że tonę. Jak na filmach albo w teledyskach...powoli Twoje ciało bezwładnie opada na dno...panuje cisza..nie czujesz nic...i nagle, jakimś cudem, ostatkiem sił, ostatni raz próbujesz wypłynąć na powietrze, ratować się...i nagle wynurzasz się z wody i łapiesz głęboki oddech, łapiesz powietrze. Bo coś Ci zostało. Nadzieja. Miłość. Miłość do miasta i otwarte serce. Dom.

Miłość- jejku ...kocham to miasto- może zwariowałam. Wiem, to dziwne -ale kocham siebie w tym mieście, kocham przeżywać ciężkie i pełne radości chwile. Może wydam Ci się wariatką, ale naprawdę kocham to miasto. Szczerym i bezinteresownym uczuciem. Jestem wdzięczna, że mogę tu być. I wtedy nic nie jest tak ciężkie- jeśli coś naprawdę kochasz, jesteś w stanie zmierzyć się ze wszystkim. Ja kocham siebie. Bardzo siebie kocham. I kocham Barcelonę- trochę jestem jak ta Barcelona. Dziwna. Usłyszałam kiedyś, że w Barcelonie mieszkają tylko dziwaki - to był najlepszy komplement . Jestem dziwna i bardzo się z tego powodu cieszę. Poznaję siebie na nowo. I dla miłości do miasta i do siebie, znoszę wiele- i ten wynajmowany pokój, i tę pracę, chowam swoje ego każdego dnia głęboko do kieszeni. Dziękuję. Jestem wdzięczna. Barcelona uratowała mi życie.

I jestem wdzięczna sobie, że nie słuchałam ludzi, którzy mówili, że nie warto, że oszalałam. 

Dam Ci pewną radę- zawsze słuchaj sercem, nie tylko uszami.

Jeśli coś kochasz, nie odpuszczaj. Pokochaj siebie, przebacz sobie i innym, że coś nie wyszło.. i zawsze walcz o siebie, swoje marzenia i szczęście.  Choćby nie wiem co. I mogę powiedzieć, że osiągnęłam sukces- nie ważne, co myślisz- może żyję na poziomie nieporównywalnie niższym niż kiedyś- mam to gdzieś.

,, Najczęściej jest tak, że Ci , którzy osiągnęli sukces, kochali to, co robili....mogli więc wytrwać, gdy nadchodziły ciężkie czasy. A Ci, którzy tego nie kochali, odpuścili. Bo przecież są rozsądni. Kto chciałby poświęcać się dla rzeczy, których nie kocha?"

Poświęciłam wszystko co miałam, odzyskałam siebie- mam wszystko.

Ja kocham siebie i kocham Barcelonę- i kocham życie. A Barcelona zmienia życie- niejedna osoba może to potwierdzić, więc dobrze się zastanów, jeśli będziesz chciał tu przyjechać, Po powrocie nic nigdy nie będzie takie samo:D

I nawet jeśli myślisz, że już więcej nie dasz rady, nie możesz- powtarzaj sobie słowa, które zawsze mówiła mi babcia a teraz mówię Ci to ja : ,,TRZYMAJ SIĘ I NIE DAJ SIĘ!"

Pomaga:) Tylko uwierz, że wszystko jest możliwe.

 

Komentarze

Popularne posty