Animate

Animate!

Cześć, to znowu ja;)

Trochę pomarudzę- bo nie bardzo mogę rozpoznać swoje uczucia. Przechodzę drugi kryzys. I nie bardzo wiem, skąd mi się wziął. 

W końcu zmieniłam kartę w telefonie, na hiszpańską- przyznam, że specjalnie tak długo to trwało- dostawałam cykliczne wiadomości od operatora, że przekraczam limit uczciwego korzystania z roamingu:D ..więc już nie chciałam przesadzać - chyba chciałam zachować jakieś szczątki przynależności do kraju ...jakby to była nić, łącząca mnie jeszcze z dawnym życiem...zmieniłam.. i dziwnie się poczułam- jakby kolejne skrawki mojego starego życia były po kolei odcinane - cyk- wyjazd, cyk- nie ma Kozy, cyk- karta hiszpańska, cyk... 

Skąd ten kryzys- nie mam pojęcia- może ktoś mieszkający poza krajem ma na to jakieś rady. Czuję się bardzo ,,obco". Wśród ludzi, w pracy, w metrze dopada mnie klaustrofobia, gdy jest za dużo ludzi ( to akurat miałam wcześniej- małe pomieszczenia, przeludnione, powodują u mnie poczucie osaczenia i dyskomfortu, wtedy oblewa mnie zimny pot i nie mogę złapać oddechu)- dlatego tak bardzo lubię chodniki w Barcelonie- są przestrzenne - czuję, że oddycham. I dlatego też nie lubiłam chodników w Olsztynie- wydawały mi się bardzo wąskie, ,,dusiłam się"

Dopada mnie też poczucie osamotnienia- tęsknie znowu mocno za przyjaciółmi, brakuje mi Was bardzo. Nie wiem- być może to jest normalne po jakimś czasie pobytu...nie mam pojęcia. Mam wrażenie, że wychodzenie ze strefy komfortu, trwa u mnie codziennie. Dlaczego?:)

Pewnie sama to tworzę- lubię siebie sprawdzać a po drugie nie mam wyjścia- walcz albo giń- już wiecie, że jestem tu sama- o wszystko trzeba było postarać się samemu- i w dodatku w obcym kraju z obcym językiem: mieszkanie, praca, dokumenty...i dużo, dużo więcej.

Wyobraźcie sobie taką sytuację- jesteście z małego miasteczka albo lepiej wsi. Macie mieszkanie, pracę, zbudowane nazwisko- powiedzmy, że macie jakąś swoją firmę( Wasz tata albo mama to burmistrz hahahah ale się śmieję), pracujecie także w renomowanej siłowni;),  nigdy nie mieszkaliście z obcymi ludźmi, znacie bardzo dobrze swoje podwórko...ale marzycie o życiu w np. Warszawie:)Twoi rodzice godzą się na to, ale pod warunkiem, że będziecie sami dbali o siebie i nie będą Wam pomagać.  Jedziecie..,i nagle świat się zmienia- ta Warszawa taka duża a Wisła taka szeroka;) Musicie znaleźć pokój, pracę...ale gdy dopada Was kryzys, albo nie macie pieniędzy, rodzice i tak Wam pomogą..albo i nie..już nie możecie sobie pozwolić na takie życie, jakie prowadziliście do tej pory, na szczęście w weekend możecie pojechać do przyjaciół i wypłakać się , że szef taki beznadziejny, jako tako to poczucie bezpieczeństwa pozostaje. Ale wiecie, czujecie to z tyłu głowy- że w razie czego, ci rodzice Wam pomogą...przyjaciółka przyjedzie albo wsiądziesz w pociąg i pojedziesz chociaż na niedzielę wypić jakieś wino. Albo wrócisz i żeby poczuć się lepiej, zwalisz odpowiedzialność za to, że nie wyszło na wszystko wokół, tylko nie na to, że nie dałeś z siebie wszystkiego.- znajdzie się pewnie wiele osób, które poklepią Cię po ramieniu i pogłaszczą po główce.  Nie wiem czy to dobry przykład, i czy czytając to, ktoś z Was poczuł dyskomfort...jeśli nie..

Teraz zamieńcie Warszawę na obce państwo- powiedzmy Hiszpanię:D . Z własnej woli decydujecie się spełnić marzenie i wyruszyć w świat- z własnej, nieprzymuszonej woli- zostawiacie wszystko, co mieliście i godzicie się na bycie bezdomnym i bezrobotnym- zostawiacie dobrze prosperującą firmę, pieniądze, życie na pewnym poziomie, dobrą pracę w klubie fitness:) i wiecie, że już klamka zapadła- nagle, istniejecie w zupełnie nowej rzeczywistości: nowy kraj, język, zwyczaje, kultura - macie 2 miesiące na znalezienie mieszkania, pracy, zdobycie numeru ( pomyślcie, że takiego numeru pesel, bez którego mało można). W dodatku wasz język kuleje- uczyliście się ale w tej nowej rzeczywistości, to, że się uczyliście podstaw, mało daje:).  Bo Ci ludzie tak szybko mówią- teraz, czytając to, wasze poczucie dyskomfortu jest większe, albo pukacie się w czoło i myślicie- chyba tylko wariat by to zrobił? Cześć, to ja:)

Ja to zrobiłam- kosztowało mnie to dużo trudu i wysiłku - bo wiedziałam, że tak naprawdę nie mam do czego wrócić- powiem inaczej- nie mogłam wrócić bez próby zawalczenia o to marzenie. Płacz, zaciskaj zęby-ale walcz o swoje marzenia.

Walcz albo giń- u mnie znaczyło - albo walczysz albo wracasz. A bez walki się nie poddam- nigdy- poddaję się, gdy czuję rezygnację- o tym już kiedyś pisałam- uczucie rezygnacji jest gorsze niż nienawiść- wtedy tracisz wiarę w coś, co znaczyło dużo i ..rezygnujesz. A wiara jest czymś, co daje ludziom siłę, wytrwałość, nadzieję. 

Nie wolno w życiu przechodzić obok szansy, która może się już nigdy nie powtórzyć.

Znalazłam mieszkanie, pracę w zawodzie kosmetyczki ( o tym później- bo robię test- zaraz napiszę o co w nim chodzi- test sierpniowy zdałam- ciekawe jak będzie we wrześniu).

Wychodzę codziennie z domu i motywuję się w duchu, bo to jest dla mnie trudne doświadczenie.

Już piszę o teście-  pracuję w firmie, która ma swoje gabinety na terenie całej Hiszpanii - robi się w niej depilację laserem, zabiegi z użyciem ultradźwięków, fal radiowych i medycynę estetyczną. Jednak największy nacisk, kładzie się na sprzedaż. Mamy sprzedawać i koniec. Cisną nas strasznie- dziewczyny są zestresowane, ale..taki schemat firmy- wiadomo- firma chce sprzedawać swoje usługi- czuję się tam trochę jak w korpo i też jestem zestresowana ale....postawiłam sobie cel- sprawdzenie siebie. Dodam tylko, że wszystkie koleżanki, to hiszpanki- znają więc język, zabiegi, po prostu pracują w swoim języku. Ja nie znałam niczego- to jest jak nauka od nowa- w obcym języku. Postawiłam sobie za cel:,, Jak wiele mogę się tam nauczyć?'' Moja wyobraźnia szaleje- wyobrażam sobie, że jestem w szkole, a moje zadania to:

Lekcja pierwsza: 

mamy dzwonić do Klientów z ofertą - biorę słuchawkę do ręki i dzwonię - tę lekcję nazywam : rozumienie ze słuchu:) to jest trudne zadanie, bo przez słuchawkę rozumienie języka, staje się trudniejsze. Robie to i dzwonię. Głowa po godzinie jest zmęczona. Bardzo.

Lekcja druga:

stoimy z ulotkami przed gabinetem i zaczepiamy ludzi- to zadanie przychodzi mi najtrudniej- czuję się jak hostessa- poza tym jedyna blondynka z obcego kraju...najpierw walczyła ze mną moja duma byłej właścicielki gabinetu- potem jednak, wzięłam to za dobrą lekcję pokory i cierpliwości, wychodzenie ze strefy komfortu (buntuję się cała w środku każdego dnia:D)

Lekcja trzecia: tę wymyśliłam sama- pracuję w gabinecie w centrum handlowym- wzięłam ulotki, karty rabatowe, ubrałam się ładnie i poszłam je rozdawać do pracowników sklepów. Wchodziłam do każdego sklepu, przedstawiałam się, mówiłam krótko po co tu jestem i zostawiałam ulotkę- nazwałam to zajęcie-,, hiszpański- konwersacje"- fajna lekcja, podoba mi się:)

Żeby było zabawniej- język branżowy to zupełnie inna bajka niż nauka w szkole- przychodząc tu do pracy nie wiedziałam jak nazywa się np odcinek lędźwiowy- w szkołach się tego nie uczyliśmy. Więc cała moja wiedza z anatomii, biologii, znajomość zabiegów - mało znaczy bez języka- uczyłam się tego jak dziecko w przedszkolu- obserwując.

System wynagrodzenia w pracy jest taki: podstawa, plus procent po przekroczeniu jakiegoś progu- w naszym wypadku ten próg sprzedaży to 3500 euro na osobę.  Postanowiłam, że zrobię, co mogę. Jakież było zdziwienie- gdy ta laska, która nie zna dobrze języka...przekroczyła 3500 euro ze sprzedanych zabiegów ...i dobiła do 5840 euro:D Przyznam, że nie wiem jak to zrobiłam, ale byłam w tym miesiącu najlepsza-przysięgam Wam, sama też tego nie wiem- może gdy do tego zadania, podeszłam jak do nauki - chcę się nauczyć wszystkiego co mogę- i zostawić tę pracę - zmienić na lepszą - bo sprzedaż jest sprzedażą. Jednak nie zgadzam się ze sposobem traktowania nas jak maszyn do sprzedaży ..a klient jest trochę pomijany- ja już dawno postanowiłam sobie, że w każdą pracę, we wszystko co robię wkładam całe swoje serce- jednak tutaj nie mogę go dać i to pogłębia mój kryzys.  To wszystko męczy mocno mój mózg, wychodzenie ze strefy komfortu kosztuje. Poza tym presja sprzedaży i sposób wątpliwej motywacji przez szefową, zniechęca zamiast dodawać skrzydeł.

Powtarzam sobie jednak- że to, jest dobre przygotowanie, do tego co mnie czeka w przyszłości- a wierzę, że czekają mnie same dobre rzeczy. Nie będę miała do siebie żalu, że poddałam się i nie spróbowałam dać z siebie 100%.

Ponadto - oczywiście nie zapomniałam o tym- będę twarzą kongresu biznesu beauty w Warszawie. Przypadkiem.

A w przypadkach najlepsze jest to, że to nie są przypadki.  Teraz o tym nie opowiem, wkleję tylko link do strony kongresu...niech się dzieje

MIEJ ODWAGĘ BY PODJĄĆ DECYZJĘ

SIŁĘ BY POKONAĆ PRZECIWNOŚCI

I CIERPLIWOŚĆ  BY DOCZEKAĆ EFEKTÓW .

https://kongres.biznesbeauty.pl/

http://www.lenses.eu.com/ 

 



 





Komentarze

Popularne posty