Hokus pokus

Hokus pokus czary mary- Twoja stara to Twój stary hahahaahahaha żartujjęęę (ale zawsze ten wierszyk mnie śmieszy- co za patologia).
Magia- wierzycie w magię? Ja od dziecka wierzyłam. I wiele razy się przekonałam o jej istnieniu, ale nie opiszę tego, bo pomyślicie, że jestem obłąkana, nawiedzona albo szalona ..albo mam zwidy;) I poza tym, to co mówię- po pewnym czasie się materializuje - muszę bardzo uważać na słowa;) to nie żart- za chwilę o tym opowiem.
Wierzę w anioły i wierzę w to, że każda osoba spotkana na naszej drodze, nie jest przypadkowa.
I wierzę, że każda sytuacja, - nawet ta najtrudniejsza, jest nam dana po to, żebyśmy się z niej nauczyli więcej.
I wierzę, głęboko w to wierzę, że Barcelona to nie przypadek- miałam się tu znaleźć a potem, wszystkie sytuacje, wszystkie chujowe dni, WSZYSTKIE ZNAKI NA ZIEMI I NIEBIE - kierowały mnie właśnie tutaj.
Opowiadałam o tym, jak to się stało, że zakochałam się w Barcelonie?
Pewnie tak;) podejrzewam, że nazwa ,,BARCELONA" , zbrzydła wszystkim moim znajomym .
Skrócę to trochę albo opowiem inaczej- emocjami.
Albo inaczej- co dzięki temu zyskałam.
Już wszyscy wiecie, że byłam pracoholikiem- wiecie też, że czułam dużą pustkę w sercu i nie wiedziałam z jakiego powodu- byłam bardzo smutna i czułam się bardzo stara i zmęczona w środku- jakbym czuła, że więcej nic mnie w życiu nie spotka, nic mnie nie zaskakiwało, nic nie powodowało szybkiego bicia serca. Nie bardzo też lubiłam miasto, w którym przyszło mi żyć. Nie zwracałąm uwagi na przyrodę, nie sprawiały mi przyjemności spacery...Pierwszy przylot to Barcelony- a raczej na costa brava - wycieczka do Barcelony była dodatkowo płatna. Pojechaliśmy.
Busem. Razem z całą grupą. Było strasznie. Upalnie. Bolały nas głowy. Ludzie spóźniali się na zbiórkę. Zwiedzaliśmy po kolei: (kolejność przypadkowa)-  Montjuic, stadion (chyba), Sagrada Familia, Placa Espanya (coż za katalonka ze mnie:D), - i przyznam, że poprzez ten upał, ludzi, autokar- nic nie miało magii, czułam się znudzona ..do czasu.
Mieliśmy dwie godziny wolnego czasu na zwiedzanie serca miasta- wysiedliśmy przy pomniku Kolumba... La Rambla: aktorzy, artyści, malarze, la boqueria z mieniącymi się wszystkimi kolorami tęczy straganami, gwar, śmiech, zapach, kamienice- i nagle- barrio gotico- oddzieliliśmy się od grupy, wchodziliśmy z uliczki, w uliczkę i zawsze natrafialiśmy na coś magicznego. Ten zapach (tak-kto był powie, że zapach moczu- dajcie spokój...). Byłam tak oszołomiona: malutkie sklepiki, klimat, światła...i ten zapach...(nie - to nie marihuana) i nagle, przed jednym ze sklepów, dokładnie przy kościele Santa Maria del Pi, - stało się- nie wiem, nie mam pojęcia jak do tego doszło ( Żuczku:D ,,Jak do tego doszło-nie wiem:D).. to było jak uderzenie pioruna. Jakby przeznaczenie, to co miało się stać, to co na mnie czekało - się wypełniło- byłam w swoim miejscu, w swoim czasie, w swoim domu. Jak pachnie Barcelona? Magią:D To jest dla mnie jak narkotyk- zapach morza, moczu, śmieci, dymu papierosów, marihuany, ciepła,słodki zapach naleśników i gofrów z budek ...to wszystko razem wzięte...
Wtedy przepadłam. I już nic nie było takie samo -wróciliśmy tu po roku, potem kolejny rok, kolejny raz, później kolejne kilka razy w roku - i za każdym razem było ciężej wrócić do Olsztyna. Tu odzyskiwałam radość życia, czułam się sobą, śmiałam się często, byłam pogodna, moja dusza się śmiała...Ja tu miałam się znaleźć - i mimo, że poświęciłam tak dużo, i żyję jak żyję...jestem bardzo bardzo wdzięczna...Boże, jeśli jesteś, dziękuję Ci. Dziękuję za wszystko co mnie spotkało, za każdą próbę, nawet tą najtrudniejszą...bo wiem, że wszystko co się dzieje, dzieje się dla mojego większego dobra.
Dlaczego o tym piszę - przeżyłam dziś spotkanie z kolejnym Aniołem- spotykam ich wiele na mojej drodze życia. Kiedy przyjeżdżaliśmy do Barcelony, obok mojej ulubionej ulicy CARRER DE LA PRINCESA, widziałam miejsce, które mnie dziwnie przyciągało- nie wiedziałam co tam było. Przy drzwiach stały lampiony...później okazało się, że to spa- jednak nigdy mi nie przyszło do głowy, że kiedyś tam będę- po pierwsze miałam kompleks niższości - bo po wydarzeniach w moim domu rodzinnym nie mieliśmy pieniędzy i twierdziłam, że mnie nie stać na nic- po drugie, nie wiem...nie chciałam prosić o to. Ale to było moje marzenie- zawsze zwracałam na to uwagę, kiedy przyjeżdżaliśmy. Nigdy nie trać wiary w marzenia- bo się mogą spełnić, kiedy najmniej się tego spodziewamy. Dostałam prezent na urodziny- kobieta u której mieszkam powiedziała: moja znajoma jest dyrektorem w jednym spa i daje mi wejścia, żebym co jakiś czas odpoczywała. Chcę Ci to dać jako prezent urodzinowy...Powiedziałam - ok, bardzo chętnie a gdzie?
- nazywa się Aire ( nie skojarzyłam po nazwie)
-a gdzie to?
- obok parku ciutadella
( coś zaświtało)
-obok ciutadella?
-tak, w takiej kamienicy
- NIIEEEE WIEEEEEE RZEEEEEE!!!!!!!! TO TAM!!!!! MARZYŁAM O TYMMMM!!!!
Byłam dziś:) i chyba już wiem po co.  Ostatnio pisałam o traktowaniu Klienta. Od przekroczenia progu aż do końca pobytu, utrzymali efekt wow. Ale nie o tym. Miałyśmy pobyt w spa i dodatkowo 30 min. masaż. W spa było sporo osób, obsługa miała pełne ręce roboty, masażyści tylko zmieniali ludzi. Po mnie przyszedł chłopak.
I to był mój Anioł- on przywrócił mi wiarę, w to co robię, i dał mi dużo więcej.
Nie pomyślcie, że to co zaraz opowiem, to początek jakiejś historii z Greyem w tle- nie. Oczekiwałam masażu, miałam ich całkiem sporo w moim życiu- nie oczekwiałam tak dobrze wykonanego..
Przez cały rok a nawet dłużej, żyłam jak żołnierz- akcja TRZYMAJ SIĘ I NIE DAJ SIĘ. Walcz albo uciekaj, tylko od Ciebie zależy Twoje życie...każdy dzień jak wychodzenie na polowanie- Barcelona to wielka dżungla a ja jak lwica ...
Zaczął mnie masować- nie wiem jak to opisać słowami- ale nikt nigdy w życiu mnie tak nie masował- to było jak uzdrowienie, jak ukojenie, jak pocieszenie, jak leczenie ran, jak kołysanie dziecka do snu, jak dotyk mojej babci- kiedy byłam mała a ona głaskała mnie po głowie, - to nie był delikatny masaż- on dokładnie mnie czytał- wiedział jakiej siły użyć, jakby mnie znał. Miałam wrażenie, że czyta każdy mój tatuaż i poznaje moją historię życia, co musiałam przejść... po dwóch minutach masażu..zaczęłam płakać..(oczywiście nie na cały głos- zaczęły mi lecieć łzy ale leżałam na brzuchu i było ciemno a obok były  masowane inne osoby).Ten chłopak był jak współczująca matka, jak osoba dobrze mi znana, jak dobry przyjaciel, jak przyjaciel mojej duszy- zdjął ze mnie cały ciężar, który niosłam na barkach. W pewnym momencie westchnął głośno - jakby poznał całą historię.-ze smutkiem, współczuciem, zrozumieniem. Ja wiem, że on miał dar. Wiem- może to brzmi niedorzecznie- ale energie były połączone. Dla niedowiarków inna wersja:)- mimo, zapewne ogromu pracy, potraktował mnie indywidualnie a nie jak kolejnego klienta do przemasowania. Chłopak ma dar i pracuje z powołania. Jestem bardzo wdzięczna, że mogłam to przeżyć. Podsumowanie.

Rok temu na urodziny dostałam od Agaty;) małe prosecco- symboliczna pojemność- wypijesz, jak się przeprowadzisz do Barcelony- (wiecie, że ja sama do końca nie wierzyłam, że to zrobie?)
Postanowiłam otworzyć je w Barcelonie na plaży dzień po przylocie, potem- jak znajdę mieszkanie, potem- jak znajdę pracę- potem- jak znajdę lepszą pracę .
Wypiłam dziś . Trzymałam na wyjątkową okazję.
Sam fakt, że żyję jest zajebisty, więc nie będę odkładać życia na specjalne okazje. Salud!
Za mnie, i za kolejnego Anioła spotkanego dziś na mojej drodze. Dziękuję Ci chłopaku, kimkolwiek jesteś-przywracasz wiarę w ludzi.





Komentarze

Popularne posty