11 miesięcy nowego życia ...DESDE HACE 11 MESES VIVO EN BARCELONA:)

Cześć:)
Zapewne wszyscy to już wiedzą, bo jestem monotematyczna...ale...mieszkam w BARCELONIE od 11 miesięcy ...i  Żyjęęę hahaha ( co prawda czasami cała obolała ale żyję).
I tak- świętuję każdy miesiąc nowego życia:) jak trudne by nie było jego rozpoczęcie- wiem, wiem - powiecie co to 11 miesięcy- świętuje się rocznice, dziesięciolecia -okrągłe daty- a ja odpowiem ...(wiem ..nie można) JEBAĆ KONWENANSE :) i świętuję każdy miesiąc, bo każdy miesiąc tu to prawdziwa szkoła- nie tylko hiszpańskiego. Kocham to miasto.
I być może będzie tak, że za miesiąc będę w Polsce- tym bardziej pragnę uczcić moje 11 miesięcy.
Jak? Z osobą bardzo dla mnie ważną, moim aniołem:) Tak Natalia, o Tobie piszę. Dziękuję za wszystko.
Można powiedzieć, że 11 miesięcy temu urodziłam się na nowo. W zupełnie nowym dla mnie świecie. Każdy miesiąc tu, ważniejszy jest od moich urodzin- ma dla mnie znaczenie specjalne.
Chcę trochę opowiedzieć o tych 11 miesiącach mojej przygody. Ile potrafi dziecko po skończeniu 11 miesięcy? 
( Nie mam dzieci ...ale po małej konsultacji z przyjaciółką Lolą)
Cytuję:
Ile umie?
,,Raczkować i wspinać się na wszystko na co nie wolno
żuć pilot do tv
rzucać iPhone'm o podłogę
chodzić przy czymś, czego może się trzymać
mieć swoje zdanie
zdecydować, że łyżka jest wrogiem i je się tylko rękoma
a w tym tygodniu nauczyła się szczekania psa sąsiadów :D
Ok. Zaczynając od pierwszego
1) Tak- nauczyłam się raczkować ..ba, nawet chodzić wyprostowana, bo nie przeraża mnie wielkie miasto. Cofając się rok do tyłu - czołgałam się z wyczerpania wszystkim, co się wydarzyło, podłamana, przerażona, zagubiona...z poczuciem straty wszystkiego, co znaczyło dla mnie bardzo wiele. Dziś stoję wyprostowana- nadal przerażona bo nie wiem, co dalej będzie- tyle sytuacji przede mną...które trochę blokują trzeźwe spojrzenie i szukanie rozwiązań. Jeśli dostaniemy nowe mieszkanie..nie będzie nic.Wspominałam już, że nie będę miała nawet na czym spać?:)
2) Ze wspinaniem się na wszystko, na co nie wolno...chodzę gdzie mi się podoba- i nie pytam nikogo czy wolno czy nie:) Wolno..ść to bardziej odpowiednie słowo- wolność i możliwość decydowania o sobie. Wybór drogi, którą chciałam pójść - decyzja o przeprowadzce. Spełnienie marzenia, odwaga. Wiecie jakie to uczucie? Niesamowite. Wspinać się na wszystko co nie wolno...nie wolno...że niby czego nie wolno?:)
3) Żuć pilot do tv... hmmm no nie żuję:D nie oglądam tv - ale zostałam veganką:)
4) rzucać iPhone'm o podłogę...to częsty przypadek ale niechcący wypadnie:) ale rzucać pracę potrafię....(Boże proszę strzeż mnie bo igram z ogniem)
W ciągu 11 miesięcy, rzuciłam 3 prace...ostatnią trochę z przyczyn osobistych- muszę wrócić do Polski ...tak- będę w lutym..życie dalej powie czy na tydzień, czy na zawsze.
Jeśli chodzi o rzucanie pracy- nie- nie jestem lekkomyślna. Wiem dobrze o tym, że trzeba płacić za rachunki i mieć co jeść. Zdaję sobie sprawę, że przez ostatnią decyzję, mogę stracić Barcelonę.
Jednak powiem Wam coś innego. Każda zmiana, której dokonałam- była na lepsze. Każda kolejna była lepsza od poprzedniej. Ryzyko i zmiana są naszą codziennością. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie inaczej...Nie ma zmiany na gorsze. Podobno każdą zmianę, która się wydarza...podświadomie kreujemy sami- bo jej chcemy. Teraz się boję. Naprawdę. Bo nie wiem, co będzie. Co więcej...niechcący wywołuję zmiany u innych. Koleżanka z pracy, która pracuje tu gdzie ja od 3 lat i..nie jest szczęśliwa, bo tej pracy nie lubi, po mojej decyzji...sama postanowiła szukać innej. Koza mieszasz ludziom w głowach. Przepraszam!!!
Ale jeśli mam kogoś zmotywować, aby walczył o siebie..przyjmę to na klatę- ok moja wina...nie, nie moja. Ludzie sami decydują o sobie. Jeśli wywołuję jakiś impuls, który dalej powoduje efekt domina...wszyscy jesteśmy połączeni, żadne spotkanie nie jest przypadkowe. Wprawia w ruch ciąg zdarzeń, których celem jest ziszczenie się naszych modlitw.
4) Chodzić przy czymś, czego może się trzymać- trzymam się nadziei i wiary w marzenia i dobro ludzi.
5) Mieć swoje zdanie...hmmm tak.....hmmmm ....TAK. Mam swoje zdanie. Tego chyba nie muszę rozwijać- blog jest dowodem.
6) zdecydować, że łyżka jest wrogiem i jeść tylko rękoma...lubię jeść rękoma. Bardzo.
7) nauczyć się naśladowania szczekania psów ahahahahahah
Hmmm w ciągu 11 miesięcy nauczyłam się trochę mówić po hiszpańsku. Naśladuję ich:) Powtarzam frazy, zdania, słowa. słucham i naśladuję- 11 miesięcy temu ...mówiłam bardzo słabo- teraz mówię słabo :D ale mówię i rozumiem. Na pierwszej rozmowie o pracę ...udawałam, że wiem o czym do mnie mówi koordynatorka...nie wiedziałam o co jej chodzi ale:D w pierwszym tygodniu pracy nie wiedziałam jak nazywają się części ciała, jeszcze w lipcu bałam się rozmawiać z klientami przez telefon- to było dla mnie wyzwanie. Teraz się tego nie boję:) może to wydaje się błahe ale nie jest. To są umiejętności, które wydają się banalne ...ale nie są - w obcym języku nie są.
Co więcej...nie wszyscy są nieufni wobec obcej z Polski;) prowadzę profil na instagramie jednego klubu - zaufali mi:) dali wolną rękę. Zamknęłam oczy i powiedziałam- tak, oooczywiście....zrobię to...przecież umiem ( hahahahaahah) to nic, że nie znam niektórych słów...wielu...krok po kroku ..i nagle okazało się, że to sprawia mi dużą radość- bo robię to z sercem. Nie ważne, że nie jestem profesjonalistą - zobaczcie na instagramie ludusbarcelona ...tak, to ja to robię:) wasza Koza:)  bardzo to lubię, w dodatku mam z tego profity. Ale celem nadrzędnym była chęć pomocy płynąca z serca.
Poprzez problemy, które się piętrzą, przestałam doceniać to, co w przeciągu 11 miesięcy zrobiłam.
Poprzez tę zmianę, której doświadczam,  w moim życiu zaczęły się pojawiać osoby, które myślą podobnie. To spotkania bardzo przypadkowe ( jasne...nie ma przypadków) ale wnoszące bardzo dużo. O podobnej wrażliwości i przeszłości. Rozmowy z nimi, bardzo dużo mi dają- wsparcie, otuchę, wzajemną motywację. Ostatnia rozmowa mi bardzo pomogła, dziękuję Ci P:) Przemyślałam to i tak- masz rację.  Zazwyczaj koncentrujemy się na niepowodzeniach i problemach, które przyćmiewają te dobre strony i to, jaki progres zrobiliśmy i ile dobrego się wydarzyło.
 Zrobiłam bardzo dużo.
Odważyłam się wsiąść do samolotu, rzucić wszystko i spełnić marzenie. Z rozdartym sercem, ze strachem o przyszłość, czołgająca się z bólu po stracie babci...Wsiadłam i zrobiłam to. ZROBIŁAM. Sama. Ja sama. Nauczyłam się bardzo wiele i osiągnęłam wiele- nie w sensie materialnym- wzrosłam jako osoba. Bardzo. Mieszkam w Barcelonie...Jezu:) naprawdę czasami w to nie wierzę. I mam swoje ulubione miejsce- kojące...ukochane morze.
Nie wiem, gdzie ten los mnie skieruje ...ale jedno wiem:
,,Przyjdzie taka chwila, gdy stwierdzisz, że wszystko się skończyło. To właśnie będzie początek"
 Trzymajcie kciuki



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty