Blizny

 Nigdy nie wstydź się blizn, jakie zostawiło na Tobie życie. 

Blizna oznacza, że już nie boli, że rana się zagoiła.

To znaczy, że zwyciężyłeś ból, że odrobiłeś lekcję, że jesteś silniejszy z dnia wczorajszego ..i.. że wszystko co najlepsze wciąż przed Tobą. 

Cześć, to ja Koza. Dawno nie pisałam;) hehe. Zaczynanie każdego kolejnego posta tymi słowami, to już jak tradycja.

Zapewne niektórzy z Was zauważyli sporą bliznę na moim dekolcie. 

Dosyć sporą, bo przy pisaniu posta zerknęłam w lusterko i rzeczywiście, obiektywnie rzecz biorąc,  jest spora - choć ja jej taką nie widzę. Dla mnie jest jak tatuaż, pamiątka. Ta blizna towarzyszy mi już od 29 lat, i przypomina o tym, że wygrałam życie., że dostałam drugą szansę.

 Ta blizna ciągnie się prawie od obojczyka aż do końca żeber - dla mnie jest wyjątkowa, jest częścią mnie, moich doświadczeń i kiedy już ją zauważę...kładę rękę na sercu i mówię : ,,Dziękuję''. Za życie. Za to, że 29 lat temu lekarz zrobił to nacięcie i naprawił moje serce.

To nie jest jedyna moja blizna. Jest ich niezliczona ilość. Po prostu ich nie widać gołym okiem . Każda z nich jest świadectwem, czegoś co przeżyłam ..i co było może przez chwilę ponad moje siły..ale przypominają mi też, że teraz jestem mądrzejsza, silniejsza .. i że było coś, o co było warto walczyć.

A o co było warto walczyć? O siebie. O wolność, o miłość...o to, żeby być lepszym człowiekiem, o to, żeby nauczyć się wybaczać, o to żeby być bardziej wrażliwą osobą ..o to, żeby przebić skorupę ochronną- choć przebijanie skorupy ochronnej jest nieprzyjemne. Kiedy ją przebijasz, powalasz aby ludzie zobaczyli Cię bez pancerza..czasami czujesz się bezbronny (do tego trzeba mieć ogromne jaja). 

Skorupa ochronna była mi potrzebna aby przetrwać. Tak- aby przetrwać. Pozwalała odsuwać od siebie emocje, była jak tarcza , kiedy słyszałam :

- tata Was nie kochał ( nauczyłam się go nienawidzić)

- nie będziesz dobrą mamą (wyparłam chęć posiadania dzieci)

- nie wyjadę z Tobą

- nie będzie Ci łatwo kogoś znaleźć, kto za Tobą nadąży ? (nikt, więc nie chce mieć nikogo, lepiej mi będzie samej).

Budowałam skorupę dobrych parę lat- a słowa, które bolały, stały się moją mantrą- zaczęłam w nie wierzyć:). Skorupa rosła i rosła i nie pozwalałam sobie jej przebić- byłam z nią bezpieczna. Podobnie się czułam w Barcelonie- tu czułam się bezpieczna, w pełni akceptowana, kochana, czułam , że w końcu znalazłam mój kawałek świata, bezpieczną przystań, że w końcu tu mogę być w 100 procentach sobą. 

Wracając do skorupy.

 Po wybudowaniu skorupy ochronnej, nikt nie był w stanie złamać mi serca
. Jedyną osobą, która złamała mi serce swoim odejściem, była Babcia. Nic nigdy nie bolało mnie bardziej. Dlaczego? Bo ją kochałam całym sercem i dostawałam tą szczerą miłość. 

Wszystkie inne rzeczy musiałam przepracować ..albo bezpiecznie zostawić nietknięte. I długo tak było- niby się zakochiwałam, ale wybierałam osoby, które nie były odpowiednie. Odpowiednie osoby też były.. ale ze strachu nie dopuszczałam ich do siebie i kończyłam te znajomości ( przecież jak się zakocham, to mnie zostawi..).. tak krąg się zamykał. Gdzieś w środku bałam się po prostu odrzucenia. Po prostu. Lepiej nie czuć - wtedy nie będzie bolało...ale czy na tym polega życie? Czy na tym polega szeroko rozumiana miłość?

Dużo pracowałam nad sobą w przeciągu tych prawie 4 lat spędzonych w Barcelonie. 

Tu postanowiłam otworzyć serce. Kiedy otwierasz serce, dzieją się rzeczy magiczne. Przypływa do Ciebie wiele pięknych chwil, cały Wszechświat z Tobą współgra- ale też...kiedy decydujesz się otworzyć serce- mogą przypłynąć doświadczenia trudne, bolesne ale uzdrawiające , z którymi trzeba się zmierzyć aby móc iść dalej.

Tu nauczyłam się pokory - moje ego dostawało po tyłku milion razy.

Tu nauczyłam się samotności - aby móc docenić drugiego człowieka

Tu doświadczyłam braku pieniędzy, pralki, mieszkania, pracy - aby każdego dnia móc poczuć wdzięczność za najdrobniejsze rzeczy i cieszyć się z drobiazgów.

Tu nauczyłam się kochać siebie - aby móc kochać drugiego człowieka

Tu nauczyłam się wybaczenia...i tego, że każdy z nas toczy w środku bitwę, że każdy z nas ma trudne doświadczenia...i każdy zasługuje na miłość.

Co mi to dało? ...wolność:) Wolność serca..

Jakiś czas temu spotkałam się z tatą po prawie 18 latach. I wiecie co? Było fajnie..bo zdałam sobie sprawę, że nie mam do niego żalu. Zobaczyłam w nim człowieka.

Byłam też na cmentarzu u Babci ..tu już nie byłam takim Kozakiem:) ale zmierzyłam się z tym. Wcześniej nie dałabym rady. 

Chyba po Tych ranach, już pozostały blizny:)

Co chcę Wam dziś przekazać? Sama nie wiem- Ci na górze kazali mi pisać, więc piszę.

Chcę namówić do odwagi. Do otwarcia serca - bo otwarte serce jest akceptujące, wdzięczne a nie oceniające. To dzięki niemu możemy w pełni żyć. 

I nie wstydź się swoich blizn. One mówią, że masz więcej siły, niż to co chciało Cię skrzywdzić , są mapą Twojego życia i przebytą drogą :)

Koza

 





Komentarze

Popularne posty